Możesz mnie nie lubić! #STOPKRYTYCEMAM
Trzecia z rzędu doba praktycznie bez snu. Jakieś kilkunastominutowe kawałki senne urwane między jednym a drugim jej krzykiem. Je co dwadzieścia minut. Moje piersi przypominają worki treningowe – obolałe, posiniaczone od jej ściskania. Już nawet nie pamiętam, którą piersią karmiłam ostatni raz i dostawiam ją jak popadnie. Karmienie trwa parę minut. Marta zasypia przy piersi. Po paru minutach odkładam ją do łóżeczka z nadzieją, że może tym razem będę miała odrobinę więcej czasu na odpoczynek. Niestety – po kilkunastu minutach błogiej ciszy rozlega się jej krzyk, który przeszywa mój mózg, jak najcieńsze wiertło chirurgiczne, którym ten dźwięk nawierca w mojej głowie maleńkie dziurki. I tak w kółko, od trzech dni. W końcu zaczynam się zastanawiać, czy to może ze mną jest coś nie tak, czy tylko ja tak mam.
Dzwonię do znajomych mi matek. Nic takiego nie miały. Wpisuję, więc w Internet hasła typu „karmienie co dwadzieścia minut, dziecko ciągle je i płacze” i tym podobne. Wyskakuje mi forum dla mam, gdzie trafiam na podobny wątek. Czytam o jakichś „skokach wzrostowych”. Nie znajduję pocieszenia, a jedynie suche komentarze, że musimy przez to przejść. Scrolluję ekran, aż dochodzę do miejsca na wpisanie komentarza. Piszę więc, że u mnie trwa to już trzecią dobę i najchętniej oddam dziecko w dobre ręce, nawet za dopłatą. Dzielę się pomysłem na wywieszę nie takiego ogłoszenia na balkonie. „Codziennie przechadza się tam bardzo dużo matek z wózkami, więc może któraś się zdecyduje” – piszę śmiejąc się pod nosem. Klikam „Dodaj komentarz” i czekam na odzew. „Może nie jestem w tym sama?” – myślę. Pojawia się pierwszy: „Powinnaś spalić się na stosie!! Jesteś matką, masz być przy dziecku obojętnie co by się działo!!”
Tak właśnie wygląda nasza matczyna solidarność. „Inne mamy będą dla ciebie wsparciem” – pustosłowie wypowiadane to na zajęciach w szkole rodzenia, to wypisywane w broszurkach dla przyszłych mam, poradnikach o macierzyństwie. Kluby mam służą zazwyczaj pokazaniu siebie z jak najlepszej strony, pochwaleniu się jakie to niesamowicie perfekcyjne z nas mamy i jak świetnie, i z pewnością lepiej od innych, radzimy sobie z macierzyńskimi obowiązkami. I nawet, jeśli czasem zdarza się nam faktycznie być jedna przy drugiej, wspierać się, rozumieć, wysłuchiwać, to dzieje się to tak rzadko i w zakamarkach domowych lub sieci, że to wciąż bardzo mało popularne zjawisko. Za to poniżanie, obrażanie i wyśmiewanie innych matek stało się dla nas czymś absolutnie naturalnym, powszechnym. W sieci hejt wobec i wśród mam traktujemy, jako nieodłączny element funkcjonowania tam matek: wrzuciłaś zdjęcie, musisz liczyć się z tym, że inni cię skrytykują. „Haters gonna hate” – śpiewa Taylor Swift w swojej piosence „Shake it Off”. Podobnie dzieje się również w realu, z tym, że tutaj nie musimy nawet w żaden sposób prowokować innych, żeby zostać skryty- kowane. Wystarczy, że wyjdziemy z dzieckiem na plac zabaw, do sklepu, gdziekolwiek i okaże się, że mamy inaczej niż pozostali. To wystarczy.
A dlaczego tak się dzieje?
Po epizodzie z samospaleniem myślałam, że nic już bardziej mnie nie dotknie. A jednak. Jakiś czas później doświadczyłam krytyki i poniżenia ze strony mojej ówczesnej przyjaciółki. Nie istotne stało się co powiedziała, ale dlaczego właśnie ona to zrobiła? Dlaczego robi tak ktoś, kto powinien mnie wspierać, a przynajmniej nie krytykować? Dręczyło mnie to tak bardzo, że postanowiłam zbadać ten temat i zapytać o to inne mamy. Ułożyłam pytania o powód, dla którego się krytykujemy, jak się czujemy skrytykowane i krytykujące, kto krytykuje nas najczęściej, co o sobie myślimy i za co krytykujemy siebie nawzajem. Z pytań stworzyłam ankietę, którą wysłałam do znajomych mam, mam – blogerek, organizacji kobiecych. Całą akcję postanowiłam nazwać kampanią i nadać jej nazwę #StopKrytyceMam. Odpowiedziało mi nieco ponad dwieście mam. Spływały maile z różnych zakątków świata, a zbieranie ich i ułożenie w całość zajęło mi kilka dobrych miesięcy. Pamiętam moje ogromne zaskoczenie, choć domyślałam się, że my matki jesteśmy krytykowane częściej niż rzadziej, kiedy na pierwsze pytanie w ankiecie: „Czy kiedykolwiek zostałaś skrytykowana przez inną matkę?” 95% ankietowanych mam odpowiedziało twierdząco, a na kolejne, „Czy kiedykolwiek skrytykowałam inną mamę” 84% pytanych udzieliło tej samej odpowiedzi.
Co o nas, matkach, mówią wnioski z ankiety?
Otóż, można by je zebrać w jednym zdaniu: w związku z tym, że mamy inne zdanie pouczamy, oceniamy i krytykujemy inne matki głównie za to, jak karmią swoje dzieci, a robimy tak w nadziei, że poczujemy się bardziej wartościowe; w naszym zachowaniu nie widzimy nic złego – po wszystkim dochodzimy jednak do wniosku, że to nie była nasza sprawa. Nie wiem, czy bardziej to smutne, czy tragiczne. Czy powinnyśmy płakać czy rwać sobie włosy z głowy. I czy między matkami mogą być inne relacje czy możemy na przykład być dla siebie miłe?
Kampania miała swoje lepsze i gorsze momenty.
Przez większość czasu jest o niej cicho. Moja działalność w ramach kampanii zazwyczaj ogranicza się do bieżących działań w sieci – komentuję hejt, pytam o powody krytyki, tłumaczę na czym polega akceptacja i tolerancja. Ale zdarza się, że o #StopKrytyceMam robi się głośniej: słychać o niej w radio, telewizji, można o niej przeczytać w prasie. Byłam gościem Dzień Dobry TVN. Poproszono mnie o komentarz do hejtu, jaki rozpętał się pod postem Małgorzaty Rozenek karmiącej pięciomiesięcznego syna gotowaną marchewką. W tygodniku „Wprost” mówiłam głównie o szczegółowych wynikach ankiety, o tym co te liczby nam mówią. To dla mnie, jednak wciąż za mało, ale mam nadzieję, że następne miesiące przyniosą kampanii wiele dobrego i rozpocznie publiczną dyskusję o tym skąd bierze się hejt wśród mam i czym możemy go zastąpić? Najwięcej o #StopKrytyceMam można było usłyszeć w Radio Dzieciom, w Strefie Rodzica, w audycji Oli Jasińskiej. Nagrałyśmy dwa podcasty dla Spotify. Próbowałyśmy odpowiedzieć sobie na pytanie czy między matkami możliwe są relacje siostrzane, żebyśmy stały się dla siebie powierniczkami, kumpelkami z placu zabaw, może przyjaciółkami? Krążąc wokół tematu doszłyśmy do wniosku, że wzajemne wsparcie wcale nie jest tym, na czym powinno nam zależeć najbardziej. Problem nie leży bowiem w tym, że się nie wspieramy, ale w tym, że nie potrafimy przejść obojętnie obok matki, która myśli, mówi czy żyje inaczej niż my. Uważamy, że mamy prawo oceniać czyjeś macierzyństwo czy życie jako takie. Za pewnik przyjmujemy, że nasz pomysł na wychowanie dziecka jest tym jedynie właściwym. Ale w tej swojej pewności jesteśmy jednak często bardzo niepewne i dlatego, aby przekonać samą siebie, że to my mamy rację, tak chętnie krytykujemy i oczerniamy inne matki, żeby nasze było na wierzchu. O wiele łatwiej przychodzi nam osądzanie innych niż refleksja, że to może z nami jest coś nie tak. I im więcej włożymy w to energii, im ostrzejszy będzie nasz komentarz, o tyle nam zrobi się po wszystkim lepiej. Czy to działa? No nie bardzo. Może na chwilę dwie, do następnego „miłego” skomentowania. W międzyczasie ogarniać nas będzie dziwne uczucie własnej beznadziejności. Dochodzimy do wniosku, że to poprawianie sobie poczucia własnej wartości kosztem poniżania innych nie działa tak, jak należy. Jesteśmy zbyt krótkowzroczne, zbyt zaślepione presją bycia matką perfekcyjną, żeby dostrzec własne niedociągnięcia. I tak do nieskończoności nakręcamy spiralę krytyki, oceny i hej- tu. Nigdy nie mamy dosyć, ponieważ tym sposobem nie podniesiemy naszej niskiej samooceny.
Czerpiemy radość z poniżania innych.
Jest oczywiście kilka innych powodów, dla których tak łatwo oczerniamy inne matki: sprawia nam to przyjemność, cieszymy się, kiedy w domyśle innej matce zrobi się przykro. Czerpiemy radość z poniżania innych. To kwestia naszego charakteru, osobowości. Kolejny powód to pustka w naszym życiu, brak zainteresowań, pasji, pomysłu na własne życie, nuda, ubogość – lecz nie ta materialna a emocjonalna, duchowa, niespełnione marzenia z dzieciństwa, pretensje do świata – nigdy do siebie, że inni mają lepiej, poczucie przegranej. Zajmowanie się dziećmi, opieka nad nimi jest dla nas na tyle mało satysfakcjonująca, że skupiamy się na życiu innych matek doszukując się czegokolwiek, co mogłybyśmy skrytykować, a co poprawi nam, choćby na moment, samopoczucie.
Nosimy w sobie smutek.
Następny i ostatni, o którym wspomnę, to noszone przez nas smutek, żal, złość na wszystko, co popadnie. Zbierają się w nas jak żółć w woreczku i co pewien czas musimy znaleźć dla niej ujście. Jesteśmy wściekłe, zmęczone, wkurwione w sumie nie wiemy na co. To często wynik długo ciągnącego się stresu, przemęczenia właśnie. Nie umiemy sobie pomóc w inny sposób niż oblaniem tą żółcią innej matki, co wydaje nam się sprawiedliwe – jeśli ja cierpię, niech cierpi i ona. „Może mieć tak samo jak ja albo gorzej. Nigdy lepiej” – tak kiedyś wytłumaczyła mi wzajemny hejt jedna z czytelniczek mojego bloga. Smutno mi słysząc takie słowa. Nie musimy się lubić ani nie musimy się ze sobą zgadzać. Biorąc się za napisanie jakiegoś koszmarnie bolesne go komentarza, za ocenę czyjegoś wyglądu, zhejtowanie czyichś wyborów, zapominamy o jednej, bardzo prostej rzeczy: nie musimy się lubić ani nie musimy się ze sobą zgadzać. Nie musi ci się podobać, to co robię czy piszę, jak wyglądam, jak wygląda moja córka, mój dom, jak i czym ją karmię, jaką jestem matką. Ja tak samo nie muszę uwielbiać tego, jak żyjesz ty. To nie jest moja sprawa!! Nie musimy spijać sobie z dziubków. Możemy mijać się obojętnie, tak w sieci, jak i w realu. Możesz spojrzeć na mnie krytycznym wzrokiem i pomyśleć: „Ale głupia Dzida z niej. Ja bym w życiu tak nie zrobiła”. Możesz, nikt ci tego nie może zabronić, ja też nie. Mogę, jednak nie powiedzieć ci tego na głos, mogę przejść obok w milczeniu, obejrzeć twoje zdjęcie, dać lajka albo nie i pójść sobie dalej. Tak, robię ja i o to samo proszę Ciebie.
Autorka:
Iwona Kilińska mama Marty, autorka kampanii społecznej #Stop Krytyce Mam. Absolwentka podyplomowych studiów na SWPS i Akademii Marka Kamińskiego w Warszawie na kierunku „Praktyczna Psychologia Motywacji”. Wierzy w siłę i potęgę kooperacji kobiecych. Od lipca 2020 roku należy do grona „Projektantek Sukcesu” – grupy wspierających się kobiet biznesu pod czułym okiem Marty Drinčić. Prowadzi stronę www.iwonakilinska.co. Jest autorką pierwszego na rynku przewodnika dla mam, który ma nadzieję, już wkrótce będzie mogła kupić każda mama w Polsce.